Przez sieć i media przemknęła informacja, że Ci niedobrzy pracownicy marnują pieniądze pracodawców przesiadując w social mediach zamiast za biurkiem.
[picapp src=”0176/ff3aef3a-700a-4db9-a65b-1584dbe66cee.jpg?adImageId=6838368&imageId=179645″ width=”380″ height=”253″ /]
Czytając tego „newsa” pomyślałem sobie: – Tak. Według większości pracodawców, najlepszy pracownik, to taki, który się nie wychyla i siedzi swoimi czterema literami za biurkiem.
Raporty o efektywności pracowników stosujące metody wrzucania wszystkich, którzy napiszą coś, podczas godzin pracy, na Fb lub Twitterze, do jednego worka „nierobów” – są według mnie absurdalne. Jeszcze gdzieś z tyłu głowy brzęczą mi identyczne we wnioskach raporty sprzed czterech, pięciu lat gdzie ich autorzy wyliczali straty wynikające z surfowania pracowników po sieci lub pisania prywatnych emaili. Korzysta na nich chyba tylko dostawca oprogramowania mającego ograniczać dostęp do poszczególnych stron w sieci 🙂
Dlaczego się z nimi nie zgadzam?
Po pierwsze: skoro pracownicy mają czas na siedzenie w serwisach społecznościowych, to znaczy, że ich szef źle porozdzielał zadania i nie potrafi egzekwować ich wykonania. Tu szefa trzeba popędzić do roboty, a nie pracowników 🙂
Po drugie: dlaczego mamy uznawać sieć za głównego pożeracza czasu pracy naszych pracowników? A wychodzenie „na dymka”? Spotkania w kuchni przy kawie? To są dopiero pożeracze czasu!
Ale tak naprawdę to i one bledną przy idiotycznych, bezproduktywnych zebraniach organizowanych przez szefostwo i przede wszystkim – zmarnowanych roboczo-dniach z powodu kretyńskich procedur obowiązujących w firmach. Roboczo-dni zmarnowanych nie tylko przez pracowników firmy, ale przede wszystkim – przez jej Bogu winnych Klientów. To tu leży pies pogrzebany a nie w dostępie do serwisów społecznościowych!
Po trzecie i najważniejsze. Krzyczenie, że social media marnują nam czas naszych pracowników jest klasycznym wylewaniem dziecka z kąpielą.
Bo właśnie trafiliśmy do ery, gdzie dzięki social mediom, każdy nasz pracownik może być jeśli nie sprzedawcą to przynajmniej ambasadorem firmy.
Pamiętam jak wiele lat temu, nowy Prezes Banku, w którym pracowałem, zebrał nas wszystkich i zaczął z zapałem opowiadać o tym, że każdy pracownik, również dyrektorzy, muszą być sprzedawcami. I nawet wyznaczył nam cele; po ile kredytów i po ile lokat powinniśmy dla banku przynieść. Jednak zanim zdążył je rozliczyć – był już byłym Prezesem.
Jego idea była słuszna, ale mogła zadziałać tylko w firmie, która była jednością a nie w rozczłonkowanej korporacji o milionie sprzecznych, wewnętrznych interesów – czyli w firmie jak 90 proc. innych na świecie.
Gdyby ten wspomniany Prezes kierował Bankiem w dzisiejszych czasach, to jego idea nie byłaby już taką mrzonką. Dziś bowiem social media umożliwiają realizację największej fantazji wszystkich guru od skutecznego zarządzania i motywowania pracowników – stworzenie firmy, gdzie 100 proc. osób pracuje we front office.
Oczywiście, nie każdy z nich będzie sprzedawcą, ale ambasadorem marki – już w 100 proc. tak. Nasi pracownicy korzystając, w miarę wolnego czasu, z social media w czasie pracy, mogą kreować nasz pozytywny wizerunek i tym samym wpływać na decyzje, np. zakupowe, znajomych osób w swoich sieciach społecznych.
Muszą tylko chcieć to robić. Nikt ich do tego nie zmusi a ich rekomendacje lub opinie nie mogą wynikać z „nakazu Prezesa”, ale z ich rzeczywistej wiary, w to co mówią. To oczywiście oznacza kolejne wyzwanie – stworzenie zespołu, który jest dumny z tego, gdzie pracuje i tego, co robi. Dobrym przykładem jest tu funkcjonowanie firmy Zappos.com.
Kolejnym wyzwaniem przed którym musi stanąć Zarząd firmy, która chciałaby mieć ten 100 proc. front office, jest transparentność działań w social media. Tu nie da się – na dłuższą metę – informować otoczenia tylko o tym, co ustalimy w jakimś scenariuszu. W social mediach mówimy o komunikacji dwustronnej a nie jednostronnej, jak w klasycznym marketingu. Tutaj kontaktują się ludzie z ludźmi, a nie bezosobowa firma z ludźmi. A ludzie nie będą okłamywać innych ludzi. Zwłaszcza gdy Ci inni, są ich znajomymi.
Oczywiście większość rozsądnych firm na zachodzie wprowadziła dokumenty mówiące o regułach obowiązujących pracowników korzystających z social media.
Ale według mnie najlepszą z nich tak i tak ma firma AMD, której przedstawiciel Nigel Dessau na ostatniej konferencji Twtrcon powiedział: „we don’t monitor employee’s fb pages. if they say something stupid and screw up their career, that’s on them”.
Nazwałbym ją: „wzajemnym zaufaniem” i „zgranym zespołem” 🙂
Najlepiej takim jak na poniższym obrazku:
Social Media i zasadniczo „rewolucja internetowa” muszą przynieść zmiany w zarządzaniu. Stawianie oporu nie ma sensu 😉 Lepiej i skuteczniej będzie zająć się rzeczywistymi problemami w organizacjach i na słuchaniu pracowników. Na uczciwym podejściu do (współ)pracy obu stron.
No własnie nie zapominajmy o kliencie wewnętrznym :). W cytowanym tu wczesniej w ktorejs dyskusji filmie EPIC 2012 zostaje postawione pytanie czy rzeczywiście będziemy tworzyć wspólnie z korporacjami nowe produkty i czy podzielą sie z nami zyskiem ?
Czy jako klienci wewnętrzni będziemy mieć wpływ na zarządzanie organizacją (i czy podzieli sie z name zyskiem :)?
W tym samym filmie znajdujemy informację, że 80% firm korzysta z LinkedIn jako podstawowego narzędzia poszukiwania pracowników.
Oprócz funkcji zwykłego wyszukiwania mamy tutaj ZWERYFIKOWANE informacje zawarte w CV i możemy nawet określić profil kandydata – jakie ma kontakty, do jakich grup należy, czy jest “twórcą” albo “krytykiem” czy też bardziej obserwatorem itp.
Aktywność na blogu firmowym to wg. mnie rewolucyjna jakościowo informacja dla headhunterów i HR samej organizacji – jak pracownik funkcjonuje w firmie, jak jest postrzegany itp.
Ambitni headhunterzy i HR mogą dodać jeszcze blogi i inne portale społecznościowe do analizy 🙂
Pracownicy (kandydaci) też dostają narzędzie do zweryfikowania firmy – rzeczywistych relacji, stylów zarządzania itp itd w odróznieniu od studiowania sztampowych stron internetowych gdzie wszyscy inwestują w kapitał ludzki, posiadają kulturę organizacyjną i tworzą kulturę innowacyjności.
Problem w tym, że NAPRAWDE trzeba będzie zacząć to robić jak się wdepnie w Web 2.0 :).
Na razie w wielu firmach raczkuje jeszcze jakikolwiek system komunikacji – polecam tutaj artykuł Tomasza Głuszczaka
http://www.proto.pl/artykuly/info?itemId=66605&rob=Tomasz_Gluszczak,GFMP_Management_Consultants__Wykorzystanie_narzedzi_Web_2.0_wewnatrz_firmy_
Przy okazji pozdrawiam i dziękuję – nieocenione źródło … 🙂
@Gosiu Zawsze tak jest, że tylko część firm wykorzystuje rzeczywiste możliwości jakie daje im nowa technologia lub postęp w zarządzaniu.
Dlatego też to właśnie te firmy są liderami rynku podczas gdy cała reszta „jedzie w peletonie”.
I zgadzam się z Tobą w 100 proc., że dla wielu firm problemem będzie to „wdepnięcie” w web 2.0. Ale to problem z gatunku tych „lepiej zjeść jabłko czy jabłko i gruszkę?” 🙂 Po pierwszej konsternacji każdy inteligentny manager zorientuje się, że ilość korzyści jakie osiąga z social media znacznie przewyższa niedogodności jakie one niosą.
Nie jestem przekonana do tej pierwszej konsternacji, chociaż mnie akurat nie trzeba przekonywać i oczywiście się zgadzam z peletonem tez.
Poza tym od pewnego momentu już nie będzie wyjścia trzeba będzie wdepnąć żeby chociaż być w peletonie 🙂
To a propos oczywistości :))
@Karolno To oczywista oczywistość, jak to powiedział pewien klasyk Ale właśnie jako rzecz oczywista, będzie najtrudniejsza do wprowadzenia. Bo będzie wymagała rzeczywistej zmiany zachowań.
A nie tylko takiej na papierze. Jak te moje ulubione, które można przeczytać w każdym raporcie rocznym: „W ubiegłym roku jeszcze mocniej postawiliśmy na rozwój naszych pracowników, którzy są najważniejszym aktywem naszej firmy” 🙂