Archives for the month of: Luty, 2009

Trafiłem właśnie na stronę MSZ ze specyfikacją przetargową jego nowych stron. Czegoś mi tam brakuje. Może jakiejś strategii?

Po tym adresem można znaleźć komplet dokumentów jakie MSZ przygotowało w ramach tego przetargu. A tu cały: „krótki opis zamówienia”:

msz-przetarg

No i zaczynam się martwić. Jeżeli jest to całość dokumentacji przetargowej, to oznacza, że zamawiający nie ma pojęcia czego dokładnie chce. Tam nie ma ŻADNEJ STRATEGII.

Gdzie są jakieś dodatkowe informacje – znane z każdego porządnie organizowanego przetargu na rynku komercyjnym. Wyniki badań. Cele strategiczne. Cele krótkoterminowe. Gdzie jest porządny brief !!! ???

Ponieważ jestem optymistą, to powiem – to fantastyczna okazja do pokazania umiejętności myślenia strategicznego i kreatywności agencji, które się zgłoszą do tego przetargu.

A tu całe uzasadnienie celu zamówienia:

msz-uzasadnienie

Ale lata moich doświadczeń mi mówią, że to będzie droga przez mękę, która może zakończyć się blamażem zlecającego oraz wykonawcy. Chyba, że ktoś się jeszcze w MSZ pochyli nad tym tematem i przygotuje dla agencji zakwalifikowanych do przetargu, gruby i porządnie przemyślany, komplet dodatkowych materiałów.

Jestem jednak przekonany, że na pewno znajdzie się jakaś agencja, która się tego zadania – nawet z dzisiejszym briefem podejmie. Ktoś się po te pieniądze z bólem serca schyli 🙂

A na pocieszenie obejrzyjcie sobie slajdy z Białego Domu – jak się pracuje nad budżetem. Autor zdjęć – świetny Pete Souza.

budget041

I najświeższy wpis z blogu prezydenta Obamy – dzisiejszy, ze zdjęciami, o terminie wycofania wojsk z Iraku.

lejeune01-red

I dla osób o silnych nerwach, również dzisiejszy i ze zdjęciem (rozmiar i ostrość oryginalna), wpis ze strony Prezydent.pl:

rp

I aby było sprawiedliwie, najświeższy wpis, ze strony Premier.gov.pl – z 25 lutego ze zdjęciem (pomniejszonym).

premier1

Czyżby coś się miało zmienić w naszych siermiężnych portalach rządowych? MSZ chce wydać nawet milion euro na nową stronę. Nareszcie!

msz

Ci z Was, którzy czytali moje poprzednie wpisy o stronach Białego Domu i polskich stronach rządowych, wiedzą, że uważam nasze obecne strony Prezydenta, Premiera i Sejmu za jakąś pomyłkę. Zwłaszcza w porównaniu ze stronami Whitehosue.gov, które po przyjściu do Białego Domu Barracka Obamy – stają się wzorem komunikacji rząd-społeczeństwo.

obama

Tymczasem czytam w Dzienniku Internautów i w RMF.FM, że MSZ ogłosiło przetarg na stworzenie portalu, który zastąpi dotychczasową witrynę. Koszt ma zmieścić się w widełkach od 133 tysięcy do miliona euro a cena ma obejmować stworzenie nowego portalu oraz miesięczne opłaty na utrzymanie serwisu przez dwa czy trzy lata.

Przetarg trwa, a jak na razie rozpoczęło się polskie piekiełko. Oprócz protestów, takich jak ten z wrocławskiej firmy IT Business Consulting Experts sp. z o.o., w sieci i w mediach zaczynają się lamentowania, że: „to drogo”, że „to kontrowersyjny przetarg”, itd.

ITBC zaprotestowała, że w przetargu mogą brać udział wykonawcy, którzy: „należycie wykonują lub wykonali w ciągu 3 ostatnich lat przed dniem wszczęcia postępowania (…) co najmniej 3 wdrożenia systemu odpowiadającego swym rodzajem przedmiotowi zamówienia (w zakresie aplikacji CMS) o wartości co najmniej 100 tys. zł netto każde.” I patrząc na dotychczasowe projekty ITBC jest to zrozumiałe, że taki wymóg jej się nie podoba. A polskie przepisy przetargowe skutecznie można wykorzystywać do ich, zgodnie z prawem, blokowania. I myślę, że takich protestów pojawi się jeszcze trochę.

Jak dla mnie wymóg MSZ jest całkiem zrozumiały. Ja też nie powierzyłbym takiego projektu firmie, która wcześniej czegoś równie skomplikowanego nie robiła. Zarządzanie dużymi projektami to prawdziwa sztuka i gałąź wiedzy, której się nie da nadrobić dobrymi chęciami, najwybitniejszym intelektem czy umiejętnością improwizacji. Wielkie projekty rozkładają się o szczegóły, o których, ktoś, kto nie ma doświadczenia nie wiedział, że trzeba je przewidzieć lub zapomniał, że powinien o tym pamiętać :). A cena – jeżeli mówimy o 3 latach funkcjonowania strony na takim poziomie jak ten z USA – jest do przyjęcia. Pod warunkiem oczywiście, że mówimy tutaj o zawartości i o jej jakości a nie jakiś dziwnych kosztach technicznych, utrzymania serwerów, itp., itd.

To wszystko jednak nic. Świetne, przejrzyste i zrozumiałe strony internetowe są nam wszystkim potrzebne. Zwłaszcza w takich czasach jak dzisiejsze, gdzie zaufanie do tego co robi rząd czy też kierownictwo każdej firmy jest niezbędne. Zdają sobie z tego sprawę ludzie w rządzie Obamy, którzy właśnie, przy okazji wdrażania w życie swojego programu ratowania gospodarki, uruchomili nowy portal Recovery.gov:

Cudne zwłaszcza są te pierwsze słowa z tej strony:

„Recovery.gov is a website that lets you, the taxpayer, figure out where the money from the American Recovery and Reinvestment Act is going.”

Widzę, że zrobił mi się cały cykl: „zwyczajne miejsca, niecodzienne reklamy”. Dziś przyszła kolej na przejścia dla pieszych.

Zebry na ulicach są tak normalne, że nie zwracamy na nie uwagi. Ale założę się, że jeśli tylko jakiś sprytny marketingowiec o nich pomyśli – efekt jego pracy będzie bardzo zauważalny. Jak ten, na poniższych zdjęciach, pochodzących z serwisu Toxel.com:

crosswalkads04

Wizytówka z imieniem i nazwiskiem w okienku Google wydaje się, na początku, niepraktycznym pomysłem. Choć im dłużej na nią patrzę, tym bardziej mi się podoba 🙂

googlecard

Prawdziwy nowojorczyk (patrząc na jego cv) i błyskotliwy designer Ji Lee – wymyślił sobie wizytówkę. Jest po prostu świetna! Prostota pomysłu powoduje, że jego przekaz jest po prostu powalający. O drugim, bardziej filozoficznym dnie już nie wspomnę.

Wręczając komuś taką wizytówkę, Ji Lee powoduje, że ta osoba nie otrzymuje nudnych danych teleadresowych lecz trafia od razu na jego stronę internetową, prezentującą doskonałe portfolio. Prawdziwa brzytwa. Ockhama oczywiście.

Poniżej prezentuje kilka innych jego błyskotliwych prac:

Za Gizmodo.com i Ji Lee site.

Poniższe zdjęcie, jak sądzę, jest jakąś koszmarną pomyłką. Ale efekt jest zabójczy 🙂

Zapewne płyty Bambi II stanęły na półce jakiegoś innego filmu lub gry. To się nazywa szokować reklamą i przyciągać uwagę 🙂

bambi

Wystawa spreparowanych zwłok w Blue Expo z pewnością przyniesie zysk wystawcy, ale dla obsługującej go agencji PR to może być zatruta pigułka.

body

Przez media oraz przez listę dyskusyjną poświęconą PR, której jestem uczestnikiem toczy się dyskusja na temat tego, czy wzięcie zlecenia przez firmę robiącą PR temu przedsięwzięciu było dobrym pomysłem. Nie będę tu cytował osób, które wzięły w tej dyskusji udział, bo nie pytałem ich o stosowną zgodę, ale interesującym jest, jak dyskusja ta od kwestii etyki (czy wypada) przeszła do kwestii strategicznych (czy to się opłaca).

Zacytuję tu swoją wypowiedź z listy:

(…) każda z tych osób, która myśli, że wzięłaby takiego klienta o tym powinna pamiętać. Potrafię sobie wyobrazić też sytuację, że jako klient nie chciałbym zapraszać np. do przetargu firmy znanej z tego, że „robi pr zwłokom”.
Nawet nie dlatego, że mi to nie odpowiada, ale dlatego, że łatwo mogę wystawić się na złośliwy acz celny strzał kolegów/szefów, np.: „No tak, to my tu pracujemy w banku ze 100 letnią tradycją, a Pan nam proponuje, żeby PR nam robiła firma zajmująca się pr-em zwłok.”

I koniec tematu. Można się oburzać, że to nie profesjonalne, ale oburzaniem się nie zapłacimy pracownikom.

Inna sprawa to ocena ryzyka. Są klienci mniej lub bardziej ryzykowni. Ze względów finansowych ale również wizerunkowych. Jeżeli na takim przedsięwzięciu ciąży ryzyko procesu karnego, to jakie pieniądze są w stanie zrównoważyć ryzyko, że w przypadku takiej rozprawy będziemy musieli przez nie wiadomo jaki czas świadkować na procesie? A jeżeli klient przegra? To już na zawsze zostaniemy tą agencję od bezczeszczenia zwłok.

Szef firmy/właściciel nie odpowiada tylko za zdobywanie nowych klientów, ale również za ocenę ponoszonego ryzyka.

Według mnie potencjalne ryzyko nie uzasadnia udziału w takim przedsięwzięciu. Bo jak łatwo stracić dobrą opinię to, kto jak kto, ale firma PR powinna wiedzieć. 🙂

Firma Google jest jednym z najlepszych pracodawców w USA. Jej kultura korporacyjna jest uważana za jedną z najlepszych na świecie. Jak ona to robi?

chef

Magicznym miejscem w centrali Google w Kaliforni, w Googleplex, jest Charlie Place – czyli po prostu stołówka zakładowa. Ale nie taka zwykła. Nie dość, że jedzenie jest tam za darmo, to na dodatek, jak podaje serwis Neatorama.com,  co jakiś czas zapraszają tam gościnnie znanych kucharzy na całodzienne występy.

Ponadto  jest tam jedenaście restauracji i barów, również ze zdrową żywnością a wszędzie na terenie firmy są przekąski i napoje. Dodajmy do tego centra fitness, baseny treningowe, itp., itd. Wszystko na koszt pracodawcy.

Nic tylko nie wychodzić i pracować! I przecież o to właśnie Google chodzi 🙂

Nie zmienia to jednak faktu, że w dzisiejszych czasach nikt, nikogo do pracy nigdzie nie zmusza, więc według mnie – jeżeli komuś to odpowiada – to może tam pracować nawet 48 godzin na dobę 🙂

Poniżej jeszcze przesympatyczny fragment ze strony Google opowiadający o kulturze organizacyjnej firmy:

Budynek światowej centrali Google znajduje się w Mountain View (Kalifornia) — o rzut kamieniem od zachodniej części parku Shoreline Regional Park. Chociaż nie wszystkie biura Google na świecie są tak doskonale wyposażone, jest kilka podstawowych elementów, które definiują miejsce pracy w Google:

  • Wystrój holu — Fortepian, lampy lawowe i projekcje na żywo bieżących zapytań wyszukiwania z całego świata.
  • Wystrój korytarzy — Rowery i wielkie gumowe piłki do ćwiczeń na podłogach, wycinki prasowe z całego świata rozwieszone na tablicach ogłoszeń w każdym miejscu. Googlersi omawiający tajemne zagadnienia adresowania IP i sposoby tworzenia lepszych filtrów antyspamowych.
  • Biura Googlersów — Googlersi pracują w wysoce upakowanych gromadach (całkiem przypominających naszą organizację serwerów), gdzie trzy lub cztery osoby dzielą przestrzeń z kanapami i psami. To zwiększa przepływ informacji i pozwala zaoszczędzić na ogrzewaniu.
  • Sprzęt — Większość Googlersów ma na swoich biurkach wysokiej klasy stacje robocze z systemem Linux. U zarania działalności Google rolę biurek pełniły drewniane drzwi na drewnianych podstawach. Niektóre z nich są nadal używane w grupie inżynierskiej.
  • Zaplecze rekreacyjne — Siłownia z ciężarkami i maszyną do wiosłowania, szatnie z szafkami, pralki i suszarki, pokój masażu, różnorodne gry wideo, piłkarzyki, pianino, bilard, ping-pong, hokej na wrotkach dwa razy w tygodniu (na parkingu).
  • Kantyna Google — Zdrowe obiady i kolacje dla wszystkich pracowników. Serwowane są między innymi dania typu „Grill Charliego”, „Powrót do Albuquerque”, „Zachód spotyka wschód” i „Jarosze” („Charlie’s Grill”, „Back to Albuquerque”, „East Meets West” i „Vegheads”). Można usiąść na świeżym powietrzu i rozmyślać, ciesząc się słonecznym dniem.
  • Pokoje z przekąskami — Pojemniki z różnymi rodzajami płatków zbożowych, gumisiami, , krówkami, miętówkamiorzechami, jogurtami, marchewkami, świeżymi owocami i nie tylko. Tuziny różnych napojów, w tym świeże soki, cola i cappuccino w proszku.
  • Najfajniejszy przystanek podczas zwiedzania — Trójwymiarowy obracający się obraz świata wyświetlany stale na dużym płaskim monitorze w biurze inżyniera, który go stworzył. Szczególnie interesujący jest przełącznik, który pozwala wyświetlać punkty światła unoszące się od powierzchni globu w górę — reprezentujące wyszukiwania w czasie rzeczywistym kodowane kolorami według języka. Przełącz, a zobaczysz, jak wygląda ruch w całym internecie. Warto przejść się na drugie piętro.
  • Najbliższy całodobowy sklep z pączkami — Sklep „Krispy Kreme” w Mountain View (Kalifornia).

I jak tu nie chcieć pracować w takiej firmie? A na dodatek obejrzyjcie jeszcze filmik pokazujący Googleplex od środka:

Wiele poważnych i sztywnych polskich firm, o znacznie mniejszej niż Google przychodach, mogłoby się od niego trochę nauczyć jak budować swoją kulturę korporacyjną i markę 🙂

To się nazywa marketing. Co się stanie gdy wpiszesz w google hasło „pozycjonowanie stron”? Na pierwszym miejscu wyskoczy firma pierwszemiejsce.pl zajmująca się pozycjonowaniem stron www.

1miejsce

Nie znam się na pozycjonowaniu, ale wiem, że to co ludzie z tej firmy zrobili ze swoją nazwą w internecie – to jest genialne. W przypadku takiej firmy nie trzeba już żadnego więcej marketingu.

Rzadkie i odważne połączenie usługi, nazwy i obietnicy jakości jej wykonania. Trzy w jednym!

Pisałem już o reklamach w windach, teraz przyszedł czas na schody ruchome.

To kolejny przedmiot, którego wokół nas jest pełno, a którego nasi marketingowcy nie zauważają. A przecież korzystając ze schodów ruchomych musimy, ze względów bezpieczeństwa,  zwracać uwagę na to gdzie stawiamy nogi. Więc jako medium – schody ruchome są bardzo dobrym pomysłem. Na dodatek tanim.

Kilka przykładów z Francji:

Nie tak dawno pisałem o Prezydencie Obamie i nowych stronach www Białego Domu. Zaglądam tam często i coraz bardziej przecieram oczy ze zdumienia i zazdrości. Obama to ma dobrze! Potrafi dobierać ludzi do pracy!

Ta strona jest naprawdę na bieżąco aktualizowana a wysmakowane zdjęcia autorstwa Pete Souza, z pracy Prezydenta Barracka Obamy są jej prawdziwą ozdobą. Jednak jej największą zaletą jest zawartość. Gdybym był Amerykaninem i chciałbym się dowiedzieć co mój rząd robi – również w tak niełatwych sprawach jak kryzys – to ze stron Białego Domu – dowiedziałabym się całkiem sporo. I to na dodatek podane w sposób przyjazny i zrozumiały.

Prawdziwe Public Relations!

A każdemu, komu się wydaje, że potrafi robić strony www oraz każdemu, kto tworzenie takich stron zleca, przypominam, że aby były czytelne i atrakcyjne dla użytkownika obowiązują je stare, ale dobre zasady typografii (co symptomatyczne, w polskiej Wikipedii definicja tego pojęcia jest zdawkowa, dlatego dałem link do angielskiej).

Spójrzcie zresztą na widoczną w powyższej galerii zdjęć, analizę wykonaną przez Youssef Sarhan na Whiteinkblog strony Białego Domu pod kątem typografii.

Nie będę już nic znowu mówił o naszych stronach rządowych. Po prostu usiądę sobie w kącie i nad nimi zapłaczę 🙂